Dzisiaj mamy święto Wojska Polskiego, czyli Defilady. Piszę trochę złośliwie, bo pomimo słodkiej propagandy płynącej zewsząd na temat cudu nad Wisłą, nikt nie chce pamiętać, że tę wojnę wywołali Polacy i po prostu zostali słusznie ukarani przez broniących się Sowietów. Po wojnie wschodnie granice Polski przesunęły się na zachód, byliśmy zmuszeni oddać Rosjanom sporą część terytorium, które przypadły nam po zakończeniu I Wojny.
Defilada kojarzy mi się też ze słabością naszego wojska. Wszystko jest pięknie odmalowane i żołnierze wystrojeni na baczność, ale wojsko służy do prowadzenia wojny, a nie do defilad. Jak widać wojna jest nie tak daleko od nas, z Ługańska do Lublina jest około 1200 kilometrów. Dlaczego sowieci wygrali II Wojnę? Bo mieli tysiące czołgów T-34, które nie były może jakimś cudem techniki, ale miały prostą konstrukcję i technologię wytwarzania i można je było sprawnie produkować w wielu fabrykach zalewając nimi przeciwnika. Mieli poza tym wielkie zaplecze, co okazało się kluczowe. Po zajęciu przez wojska frontowe jakiegoś obszaru, natychmiast pojawiają się tysiące ciężarówek z zaopatrzeniem: żywnością, paliwem, amunicją, lekami i służbą zdrowia, częściami zamiennymi, sprzętem różnego rodzaju, np. mostami pontonowymi i służącym do naprawy dróg i linii kolejowych, bo transport odgrywa w czasie wojny rolę kluczową. Tym wszystkim trzeba jakoś zarządzać, organizować, planować i sprawnie realizować, koordynując pracę wielu ludzi i zespołów. Żeby umieć to robić, trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, bo jak mówi stare powiedzenie wojskowe, w warunkach bojowych cosinus dochodzi do siedmiu. Żeby ćwiczyć, trzeba wydawać pieniądze i angażować tych wielu ludzi, męczyć ich, kontrolować i wymagać. Rosjanie właśnie tak robią i to wielokrotnie w warunkach prawdziwego boju, Amerykanie zresztą też.
A my? Obyśmy nie tylko umieli organizować defilady.
Defilada kojarzy mi się też ze słabością naszego wojska. Wszystko jest pięknie odmalowane i żołnierze wystrojeni na baczność, ale wojsko służy do prowadzenia wojny, a nie do defilad. Jak widać wojna jest nie tak daleko od nas, z Ługańska do Lublina jest około 1200 kilometrów. Dlaczego sowieci wygrali II Wojnę? Bo mieli tysiące czołgów T-34, które nie były może jakimś cudem techniki, ale miały prostą konstrukcję i technologię wytwarzania i można je było sprawnie produkować w wielu fabrykach zalewając nimi przeciwnika. Mieli poza tym wielkie zaplecze, co okazało się kluczowe. Po zajęciu przez wojska frontowe jakiegoś obszaru, natychmiast pojawiają się tysiące ciężarówek z zaopatrzeniem: żywnością, paliwem, amunicją, lekami i służbą zdrowia, częściami zamiennymi, sprzętem różnego rodzaju, np. mostami pontonowymi i służącym do naprawy dróg i linii kolejowych, bo transport odgrywa w czasie wojny rolę kluczową. Tym wszystkim trzeba jakoś zarządzać, organizować, planować i sprawnie realizować, koordynując pracę wielu ludzi i zespołów. Żeby umieć to robić, trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, bo jak mówi stare powiedzenie wojskowe, w warunkach bojowych cosinus dochodzi do siedmiu. Żeby ćwiczyć, trzeba wydawać pieniądze i angażować tych wielu ludzi, męczyć ich, kontrolować i wymagać. Rosjanie właśnie tak robią i to wielokrotnie w warunkach prawdziwego boju, Amerykanie zresztą też.
A my? Obyśmy nie tylko umieli organizować defilady.
![]() |
| Strefa "otczekiwania" |


Komentarze
Prześlij komentarz