Fomalhaut to gwiazda oddalona od układu Słonecznego o ok. 25 lat świetlnych. Główny bohater "Powrotu z gwiazd" Stanisława Lema wraca wyprawy badawczej na Fomalhaut po 150 latach od wylotu i nie może odnaleźć się w zastanej na Ziemi rzeczywistości.
Tu trochę o Lemie. Jakieś 30 lat temu był najbardziej znanym i poważanym pisarzem polskiej fantastyki naukowej. Tworzył w czasie, kiedy ten nurt literatury rozwijał się bardzo mocno i twórczość Lema wywarła na niego niezaprzeczalny wpływ, zapewne największy w Polsce, ale też był tłumaczony na wiele języków i podziwiany przez inne nacje. Nawiasem mówiąc tłumaczenia niektórych jego utworów musiały być karkołomną ekwilibrystyką, bo używał naszej pięknej mowy w bardzo pomysłowy sposób, wykorzystując całą paletę je możliwości, wiele razy tworząc nowe słowa i pomysłowo adaptując istniejące. Z pewnym zdziwieniem i rozczarowaniem stwierdziłem, że powszechna znajomość utworów Lema ogranicza się do zaledwie kilku tytułów: "Cyberiady", "Bajek robotów", "Opowieści o pilocie Pirxie", "Solaris" i kiedy wspomina się "Powrót z gwiazd" czy "Głos Pana", większość moich znajomych ich nie zna, nie mówiąc o czytaniu. Niektóre książki Lema rzeczywiście są trudne w odbiorze, bo za powłoką fantastycznej fabuły kryją się głębokie rozważania filozoficzne, których materia sama w sobie wymaga wysiłku intelektualnego potrzebnego do jej zrozumienia i przyswojenia. Fantastyczna otoczka ma za zadanie trochę ją przybliżyć i oswoić, ale często nie czyta się tego łatwo. Lem zastanawiał się często nad przyszłością ludzkości i możliwością kontaktu między cywilizacjami. Miał on wiele optymizmu, podobnie jak wielu innych pisarzy tego okresu, co do szybkiego rozwoju cywilizacji ludzkiej, ale chyba nie wierzył w możliwość kontaktu międzycywilizacyjnego, zbyt wiele przeszkód stało na tej drodze w jego książkach, zresztą z większością z nich trudno się nie zgodzić, choć niektóre wydają się naciągane.
W "Powrocie z gwiazd" ludzkość osiągnęła pełen sukces: nie trzeba pracować, warunki do życia i komfort zapewniają roboty, które nie dość, że zastępują ludzi we wszystkich prozaicznych pracach, to jeszcze naprawiają inne roboty, a nawet konstruują kolejne ich generacje. Roboty stają się tak inteligentne, że zaczynają chorować umysłowo i przeżywać decyzję o swojej destrukcji podobnie jak ludzie skazani na śmierć. Jednak największą zmianą w życiu ludzi jest powszechne wprowadzenie tak zwanej betryzacji, czyli pozbawienia ich we wczesnym dzieciństwie agresji i możliwości zabijania przez dokonanie specjalnego zabiegu. Dla takich ludzi cała dotychczasowa historia jawi się jako pasmo nieustannej przemocy, która jest czymś niepojętym i niepotrzebnym. Powstaje nowa kultura oparta na zupełnie innych wartościach. Wszystko to sprawia, że główny bohater czuje się kompletnie wyobcowany, trochę jak neandertalczyk: wielki, silny, ze straszną przeszłością wyrytą w jego pamięci jako walka z pustką kosmosu i małością dokonań człowieka oraz kompletnie nieprzystosowany do panujących zwyczajów, kultury i wartości. W dodatku zakochuje się beznadziejnie i to powoduje tylko dodatkowe problemy, które nieomal doprowadzają go do samobójstwa. Wiele wątków, wiele pomysłów, wiele problemów, wiele pytań bez odpowiedzi skupione jednej powieści.
Być może ta książka tak mi się podoba, bo w wielu aspektach czuję się podobnie i łatwo zidentyfikować mi się głównym bohaterem. W każdym razie gorąco polecam.

Komentarze
Prześlij komentarz